Byłem dzieckiem, a ...
Nauczycielu dobry,
rozpoczęcie roku szkolnego w pierwszy czwartek miesiąca to dodatkowa motywacja, by przynieść Ci tutaj, do kaplicy adoracji, to pierwsze spotkanie z uczniami po wakacjach. Nowa klasa. Dwadzieścia cztery mniej lub bardziej nieśmiało uśmiechające się buzie i tyleż samo bystrych par oczu, wpatrzonych z uwagą w nową panią.
Te dzieci jeszcze, Panie Jezu, chcą chodzić do szkoły, lubią ją, mają nadzieję, że będzie ona dla nich wielką przygodą. Dlaczego w miarę jak rosną i przechodzą do coraz wyższej klasy, tego entuzjazmu i radości jest coraz mniej, a rozczarowania coraz więcej? Dlaczego my, dorośli, tak często patrzymy na swoich uczniów przez pryzmat nauczanego przedmiotu? Przecież matematyka, język polski, historia czy plastyka, a nawet wiedza z religii, są tylko narzędziem na edukacyjnej i wychowawczej drodze, środkiem, który ma ich nauczyć czytać świat, dostrzegać w nim Ciebie, jego Stwórcę.
Te, mocniej dzisiaj bijące z emocji serduszka, tak otwarte i ufne, nie czekają na konkretną wiedzę. One pragną, całym swoim istnieniem, by je napełnić tym, co daje szczęście, co pozwoli im rozwinąć skrzydła, wzrastać, nauczy mądrze i pięknie żyć. Święty Augustyn tak cudownie to nazwał: niespokojne jest serce człowieka, dopóki nie spocznie w Bogu. Pomóż mi, w tym roku szkolnym, podprowadzić te dzieci bliżej Ciebie, Panie. Choć trochę wypełnić ich serca prawdą, pokazać drogę, nauczyć życia. Nie słowami. One nic nie powiedzą, jeśli nie są prawdą i życiem w tym, kto je wypowiada. Trzeba, abym poprzez to, czego będę ich uczyć, pokazywała Twoją mądrość. Abym w swoim sercu dawała im Ciebie i oddawała ich Tobie.
„Byłem głodny, a daliście Mi jeść. Byłem spragniony, a daliście mi pić…” (Mt 25,35). Byłem dzieckiem, a…