O Świętych Drzwiach
Refleksje o znakach czasu i Świętych Drzwiach
Czym są znaki czasu, o których nieraz słyszymy? Dla mnie są to drogowskazy, które w różnych momentach życia dostaję, a one pomagają mi godnie przeżyć dany mi tu i teraz czas. Trzeba tylko umieć te znaki dostrzegać. Kiedy zastanawiam się, co dla mnie dzisiaj jest takim znakiem, moja myśl biegnie do Świętych Drzwi, czyli znaku Roku Jubileuszowego i Nadzwyczajnego Roku Miłosierdzia. Żywo w pamięci mam jeszcze Jubileuszowy Rok 2000, kiedy Jan Paweł II otwierał, a za rok zamykał, Drzwi Bazyliki św. Piotra - drzwi, które symbolicznie w zwykłym czasie są zamurowane. Byłam tą szczęściarą, która mogła w 2000 roku być w Rzymie i przechodzić przed Święte Drzwi w każdej z czterech rzymskich bazylik. Pamiętam, że przechodząc – całowaliśmy te Drzwi – na znak otwartości serca na łaski jubileuszowego odpustu…
8 grudnia 2015 roku rozpoczął się dodatkowy i nadzwyczajny Rok Jubileuszowy. Papież Franciszek na znak rozpoczęcia tegoż Roku, otworzył Święte Drzwi w Bazylice św. Piotra. Symbolicznie został zburzony mur – dla mnie to też jest znak naszych czasów. Tydzień później, w wyznaczonych kościołach na całym świecie, zostały otwarte takie same Święte Drzwi i Strumienie Miłosiernej Miłości Boga rozlały się na cały świat przez szeroko otwarte Bramy Miłosierdzia. Wyobrażałam sobie, że tłumy ludzi przez nie przejdą, przenosząc na swych barkach Kościół, także te rzesze, które są już po drugiej stronie życia.
Przejście przez Święte Drzwi jest związane z łaską odpustu, czyli darowaniem kary doczesnej za grzechy już odpuszczone w sakramencie pokuty. Znakiem czasu współczesnego Kościoła jest to, że mówiąc o odpuście, coraz częściej, zamiast używać słowa „kara” za grzechy, mówi o „konsekwencjach” grzechów. Papież Franciszek po raz pierwszy te właśnie konsekwencje, o które chodzi w odpuście, nazwał ranami. Spowiedź odpuszcza grzech, ale zostają rany, które zadaliśmy samemu sobie czy drugiemu człowiekowi. Zostają konsekwencje, czyli np. uczucia nienawiści, złości czy zgorzknienia, których nie chcemy, często się nimi brzydzimy, ale po ludzku nie umiemy się ich pozbyć. Takimi ranami po grzechach naszych albo naszych bliskich jest np. zamknięcie się w sobie, skłonność do ulegania nałogom, brak przebaczenia czy inne zranienia – także te z dzieciństwa czy nawet okresu prenatalnego. Nosimy nieraz przez całe życie, cierpimy, patrzymy jak nasi bliscy cierpią i często z tym ciężarem umieramy.
We współczesnym Kościele coraz bardziej widać, jak człowiek tęskni do wewnętrznego uzdrowienia. Dla mnie znakiem czasu są, coraz częściej odprawiane, msze z modlitwą o uzdrowienie, na które przyjeżdżają tłumy ludzi. Często z daleka. Zanim pojawiły się te słuszne i wspaniałe modlitwy o uzdrowienie, w Kościele od wieków były odpusty.
W tym wyjątkowym roku jesteśmy wezwani do pielgrzymowania. Papież zrobił wszystko, aby fizycznie droga nie była długa i aby była dostępna dla każdego. W naszej diecezji jest aż 13 kościołów, w których są Święte Drzwi. Dla osób obłożnie chorych Świętymi Drzwiami są drzwi pokoju czy sali, w której leżą, a dla więźniów Bramą Miłosierdzia są drzwi celi.
Czy jednak odpust może dokonać się przez samo tylko przejście Świętych Drzwi? W prawdziwym życiu duchowym nic nie dzieje się instrumentalnie. Dla mnie w odpuście chodzi przede wszystkim o przejście duchowej pielgrzymki. Papież Franciszek mówi, że wierzyć tzn. wyruszyć w drogę. Jezus może dokonać cudownych rzeczy w moim życiu, ale sama muszę najpierw z wiarą wykonać jakiś, chociażby minimalny, ruch… Wtedy Bóg zrobi całą resztę.
Kościół podpowiada, że aby uzyskać odpust, trzeba spełnić pewne warunki. Uważam, że najtrudniejszym i zarazem najważniejszym warunkiem jest brak przywiązania do grzechu, moja niechęć do zła. Chodzi o wzbudzenie w sobie pragnienia, aby nie być przywiązanym do żadnego grzechu, aby mieć w sobie tylko fascynację dobrem. Na miarę tego jak bardzo wyrzekamy się zła a pragniemy dobra, możemy doświadczyć łaski odpustu. Gdyby to zależało tylko od nas, grzesznych ludzi, to pewnie nigdy nie moglibyśmy otrzymać odpustu zupełnego, a jedynie cząstkowy. Wszak dopóki żyjemy na ziemi, nie jesteśmy w stanie wyrzec się całkowicie związków z grzechem. Wydaje mi się, że nawet my, którzy uważamy się za wierzących i praktykujących katolików, nie zdajemy sobie sprawy, o jaką potężną łaskę tutaj chodzi i czym tak na prawdę jest Miłosierdzie.
Wciąż modlę się, aby łaski tego szczególnego czasu nie były marnowane. Przecież każdego dnia, na miarę naszej wiary, możemy uzyskać choćby cząstkowe odpusty. Można ofiarowywać za siebie albo za dusze czyścowe. Nasuwa mi się porównanie, że zdroje miłosierdzia, które teraz płyną w Kościele, są jak życiodajna rzeka Jordan. Wokół niej tętni życie, ale rzeka ta wpada do Morza Martwego, gdzie ono ginie. Hektolitry żywej wody wpadają w słone morze i krajobraz z bujnej zieleni zamienia się w księżycową pustynię. Nie pozwólmy, aby tak samo działo się z ogromem danych nam łask. Obyśmy nie byli rozliczeni z tego, co marnujemy. Papież Franciszek mówi, że „bezużyteczne jest otwieranie wszystkich drzwi świętych we wszystkich bazylikach świata, jeśli drzwi naszego serca są zamknięte”.
Drogi Czytelniku, zapraszam Cię na pielgrzymkę do Świętych Drzwi, gdziekolwiek one by się dla ciebie znajdowały. Nie pozwól, aby Strumienie Miłosierdzia przepływały obok ciebie i ginęły w morzu twojej martwoty… zrób ruch, wyrusz w drogę…
Maria Owsiak