Medytacja Bożego Słowa
Moja medytacja Bożego Słowa
„Nieznajomość Pisma Świętego jest nieznajomością Chrystusa” - te słowa świętego Hieronima bardzo mocno wyryły się w moim sercu. W lipcu tego roku minęło 30 lat mojego codziennego spotykania się z Biblią, a poprawniej – Biblii ze mną.
Był lipcowy wieczór 1986 r., gdy zaprzyjaźnione osoby zabrały mnie na spotkanie charyzmatyczne. Przez tyle lat, które minęły od tego dnia, zostało mi w pamięci i w sercu jedno zdanie skierowane do mnie: czytaj codziennie Biblię. Moi rodzice byli osobami wierzącymi, w domu było Pismo Święte Nowego Testamentu, ale po nie nikt nie sięgał. Stało sobie na półce, wyciągane przy okazji kolędy lub świątecznych dni. Zapewne rzadko było w rękach dziewczęcia, którym wtedy byłam. Jakie więc było zdziwienie rodziców kiedy po powrocie z owego spotkania obwieściłam: chcę zacząć czytać Nowy Testament! Nieskazitelnie piękne dostałam do rąk i zaczęłam czytać, usiłując przebić się przez niezrozumiały tekst – cóż bowiem może zrozumieć 15-latka... Rodzice – widząc, że jestem konsekwentna w postanowieniu – postarali się o Nowy Testament wydany przez wyd. Pallottinum. W I klasie Liceum są analizowane teksty Starego Testamentu, a więc ratunkiem stał się ks. wikary w mojej parafii. „Łyknęłam” Stary Testament – i zamarzyłam o własnej Biblii – więc z pomocą przyszli klerycy poznani na turnusie wczasowo-rekolekcyjnym – i któregoś dnia w moich dłoniach znalazło się nowiusieńkie Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu. Pierwsza moja własna Biblia... Zaczęłam ją zabierać wszędzie – na obozy, spływy, turnusy wczasowo-rekolekcyjne, oazy, pielgrzymki... Wraz z upływem miesięcy, lat stawało się coraz bardziej kolorowe (od podkreśleń), pobrudzone, wytarte... Z czasem na różne okazje zaczęłam dostawać książki pomagające zrozumieć Pismo Święte. Po maturze – podjęłam studia teologiczne, bo chciałam jak najwięcej wiedzieć o Piśmie Świętym. Ale ciągle czułam i czuję niedosyt... Kręgi biblijne, wykłady były i są wpisane na stałe w mój miesięczny kalendarz.
„Zwykłe” czytanie już mi nie wystarczało, powoli zaczęło przekształcać się w modlitewne czytanie, robienie notatek. Ówczesny spowiednik podpowiedział mi, abym sięgnęła do książek ks. Wonsa „Ewangelia na każdy dzień”. To było to – „strzał w dziesiątkę” – zaczęłam „smakować” lectio divina.
Lectio divina to droga, to świadomy wybór pewnego stylu życia – pozwolić, aby Słowo przenikało „do szpiku” codzienność, wydarzenia, by stawało się oddechem. „Słowo Boże – jak pisze ks. K. Wons w książce „Życie duchowe i codzienność” - wyznacza rytm życia, a więc także rytm modlitwy serca – rytm słów, pracy, odpoczynku. Lectio divina jest modlitwą „ustalaną” w człowieku przez Słowo Boże. Jest stylem życia, który wyznacza nam Słowo”.
Wielkim darem dla mnie były rekolekcje lectio divina. W ciszy i w milczeniu przez 8 dni pochylając się codziennie nad Słowem Bożym mogłam konfrontować je z moim życiem. Nieodzowną pomocą był kierownik duchowy, który pomagał mi zrozumieć jak Słowo mnie prowadzi.
Rekolekcje pozwoliły mi odkryć głębię Słowa. Zakochałam się na nowo w Biblii, zaczęłam ją czytać bardziej osobiście. Codzienne osobiste lectio divina uczy mnie patrzeć na codzienność z perspektywy Słowa.
Słowo bowiem mówi prawdę o życiu, wzywa do nawrócenia, zmiany myślenia. To czasem wiele kosztuje, bo człowiek odruchowo broni się przed zmianami, przed nieznanym. Podjęcie takiego wyzwania to wysiłek, ogromny trud. Wierność codziennej lekturze i rozważaniu także jest trudna. Ale właśnie w wierności ukryty jest sekret zażyłej więzi z Bogiem. Trzeba wracać do Słowa, uważnie je czytać, w nim szukać odpowiedzi, żyć nim przede wszystkim, a nie tym, co przypomina trawę, która szybko usycha i znika. Dziś już nie jest ważne to, co wczoraj było wiadomością dnia. Słowo Boga się nie starzeje, nie jest przekazywane przez najpopularniejsze serwisy prasowe, a jednak to właśnie ono trwa, ono jest ważne, prawdziwe. Otrzymałam dar Słowa Bożego. W tym skarbie mieści się wszystko, czego potrzebuję, czego szukam i czego pragnę. Ale skarb ten jest zagrożony kradzieżą. Muszę walczyć, bym go nie utraciła, bo wtedy stracę wszystko! (za: ks. P. Stawarz SDS, Znaleźć czas dla Słowa).
„Zatrzymaj to, co masz już w ręku, trzymaj i często dotykaj, długo i z miłością, Słowo Życia: czytaj i znów czytaj Księgę Życia, którą czyta Jezus, a która jest samym Jezusem. Skieruj się ku niej... Przyoblecz się na nowo w twojego Oblubieńca, Pana Naszego Jezusa Chrystusa... Jego Słowo jest ogniem... Odpoczywaj podczas tego zajęcia... (Gilbert z Hoyland)
W pochylaniu się nad Pismem Świętym pomagają mi komentarze, jak również różne przekłady Biblii. Często inne tłumaczenie lub cały kontekst rozważanego fragmentu jest „snopem” światła rozjaśniającym zdarzenia dnia.
Lectio divina uczy mnie cierpliwości. Z natury jestem osobą niecierpliwą i chciałabym wszystko „od razu”. Wytrwałe, bezustanne dzień po dniu czytanie, cierpliwe „przeżuwanie” pozornie znanych fragmentów sprawia, że Słowo zaczyna wyjaśniać Słowo.
Słowo jest żywe, pulsujące i ono chce żyć i pulsować w życiu każdego. Życzę Czytelnikom i sobie doświadczania tego każdego dnia.
Katarzyna H.