Z pamiętnika Franka: kartka druga
Z PAMIĘTNIKA FRANKA:
KARTKA DRUGA
Dzisiaj Tośka mi powiedziała, że jak będę tyle gadał to spłoszę wszystkie ptaki w lesie. A ja wcale nie mówiłem głośno. Tylko jak te drzewa tak szumią i nie ma ludzi dookoła to jak już się coś powie to wydaje się, że człowiek krzyczy… Mamusia zawsze nam powtarza, że w ciszy można najwięcej usłyszeć, ale jak tu milczeć, gdy wszystko wokół jest takie ciekawe! Zwłaszcza w górach. Papież to chyba przeszedł wszystkie szlaki! Tak nam się przynajmniej wydawało, gdy chcieliśmy wyznaczyć trasę. Wybraliśmy Beskidy.
Kiedy usiedliśmy nad jakimś potokiem w drodze z Markowych Szczawin na Babią Górę, mamusia wyjęła z plecaka jedzenie. A oprócz kanapek cienką książkę w bordowej oprawce. Mamusia zawsze bierze coś dobrego i ciekawego. Tatuś mówi czasem do mamy: „moja wrażliwa istotko”. I najpierw zjedliśmy bułki z serem, a mi się aż uszy trzęsły – taki byłem głodny. Potem mamusia powiedziała, że teraz coś dla ducha. Starałem się być poważny, bo wszyscy nagle zamilkli. Ale wciąż się zastanawiałem, o co chodzi z duchem, dla jakiego ducha i czy jakiś duch z nami jest. Mama przeczytała wiersz, który napisał papież. Był o strumieniu i o źródle i o ciszy. Wytrzymałem do końca, choć ten „duch” nie dawał mi spokoju. Gdy wstaliśmy, zapytałem Tosi. A ona się zaczęła śmiać i wypaplała rodzicom. Mamusia mi wytłumaczyła, o co chodziło z „duchem”. Pomyślałem wtedy, że papież musiał być naprawdę wrażliwego ducha. A te wszystkie widoki to chyba miał jakby namalowane w sercu, gdy pisał! Ja też postanowiłem obserwować wszystko dookoła i do następnego postoju prawie się nie odzywałem.
A gdy wróciliśmy do domu, też napisałem wiersz. Tylko schowałem go przed Tośką, bo wiem, co by było... A tatuś mnie dziś pochwalił, że się dzielnie wspinałem po łańcuchach. Nie dziwi mnie już, czemu papież kochał Beskidy. Na górze to były takie widoki, że aż mnie zatkało!