Medytacja 8


Czwartek, 20.10.2011

Łk 6,27-38: Uroczystość św. Jana Kantego, prezbitera

Kościół krakowski dziękuje dziś Bogu i raduje się swym Patronem – świętym z przełomu XIV i XV wieku, Janem Kantym. Urzeka mnie w nim umiejętność /dar od Boga/ łączenia mądrości, wiedzy /był wykładowcą Akademii Krakowskiej/ z żywą wiarą i płynącymi z niej uczynkami miłosierdzia. Mąż modlitwy i umartwienia. Pielgrzymował pieszo do Rzymu, okazując w ten sposób wierność papieżowi i Kościołowi, oddawał wszystko biedakom, modlił się i pokutował za grzeszników. Szczególną miłością otaczał uczącą się młodzież.

Dziś cały świat mówi o miłości. Wszystkie religie mają przykazanie miłości bliźniego, ale tylko Jezus ukonkretnił je, nauczając o miłości nieprzyjaciół. Nie tylko nauczał, ale potwierdził tę formę miłości całym swoim życiem, śmiercią i zmartwychwstaniem. Pragnieniem Jezusa jest więc, by znakiem wyróżniającym chrześcijanina była miłość do wroga, nieprzyjaciela.

Każdy, kto pochyli się nad dzisiejszym słowem z Ewangelii wg św. Łukasza, musi postawić sobie pytanie: kto jest dziś moim nieprzyjacielem? I ja również to czynię. Nie widzę wokół siebie kogoś, kto mi źle życzy, prześladuje, nienawidzi, oczernia. Czyżbym była doskonalsza od Jezusa nie mając wrogów?

Mój nieprzyjaciel jest zaskoczeniem dla mnie samej. Jest nim ten, kto potrzebuje czegoś ode mnie w momencie, gdy się gdzieś spieszę. Najczęściej jest nim żebrzący na ulicy człowiek, którego znam już z widzenia i na widok którego przechodzę na drugą stronę ulicy, by nie odburknąć: ” nie mam czy nie dam pieniędzy”. Jest moim wrogiem, bo odziera mnie z dobrego mniemania o sobie.

Słyszę wokół siebie: „nie należy dawać pieniędzy dzieciom, pijakom”…, a Ty Panie mówisz dziś do mnie: „daj każdemu, kto cię prosi, a nie dopominaj się zwrotu od tego, który bierze twoje”. Kto ma więc rację? Oczywiście Ty, nie mówisz przecież „daj pieniądze”, temu kto prosi... Zwykle dając pieniądze żebrzącemu, tym gestem uspokajam tylko swoje sumienie. Czyli nic nie daję drugiemu, a mogę dać modlitwę, rozmowę, życzliwe spojrzenie, po prostu zobaczyć w tym ubogim człowieka, ale na to potrzeba ofiary ze swego czasu.

Panie Jezu, obecny w Najświętszym Sakramencie, dla Ciebie każdy jest osobą, jedyną i niepowtarzalną, bratem i siostrą, przyjacielem. Dla każdego masz miłość i miłosierdzie. Jesteś miłosierny i dla mnie, odpuszczając mi grzechy, a mnie tak trudno zobaczyć Cię, adorować Cię w drugim człowieku, prościej jest przyjść tutaj na adorację… Chcę Cię dzisiaj prosić słowami z Dzienniczka św. Faustyny Kowalskiej:

„(…) Pragnę się cała przemienić w miłosierdzie Twoje i być żywym odbiciem Ciebie, o Panie;  niech ten największy przymiot Boga, to jest niezgłębione miłosierdzie Jego, przejdzie przez serce i duszę moją do bliźnich.

Dopomóż mi do tego, o Panie, aby moje oczy były miłosierne, bym nigdy nie podejrzewała i nie sądziła według zewnętrznych pozorów, ale upatrywała to, co piękne w duszach bliźnich, i przychodziła im z pomocą.

Dopomóż mi,  aby słuch mój był miłosierny, bym skłaniała się do potrzeb bliźnich, by uszy moje nie były obojętne na bóle i jęki bliźnich.

Dopomóż mi, Panie, aby język mój był miłosierny, bym nigdy nie mówiła ujemnie o bliźnich, ale dla każdego miała słowo pociechy i przebaczenia.

Dopomóż mi, Panie, aby ręce moje były miłosierne i pełne dobrych uczynków, bym tylko umiała czynić dobrze bliźniemu, na siebie przyjmować cięższe, mozolniejsze prace.

Dopomóż mi, aby nogi moje były miłosierne, bym zawsze śpieszyła z pomocą bliźnim, opanowując swoje własne znużenie i zmęczenie. Prawdziwe moje odpoczniecie jest w usłużności bliźnim.

Dopomóż mi, Panie, aby serce moje było miłosierne, bym czuła ze wszystkimi cierpieniami bliźnich. Nikomu nie odmówię serca swego. Obcować będę szczerze nawet z tymi, o których wiem, że nadużywać będą dobroci mojej, a sama zamknę się w najmiłosierniejszym Sercu Jezusa. O własnych cierpieniach będę milczeć. Niech odpocznie miłosierdzie Twoje we mnie, o Panie mój (...).

O Jezu mój, przemień mnie w siebie, bo Ty wszystko możesz. (163)”. Amen.