Zawsze razem
Piszę o osobach mi bliskich, których nie ma już na tym świecie, o moich Rodzicach.
Bóg obdarzył mnie darem, który niezbyt często można dziś spotkać… Mogłam patrzeć na ich miłość małżeńską, wierną i aż do śmierci.
W pewnym momencie życia uświadomiłam sobie, że to sam Bóg dawał mi się poznać przez ich miłość, taką miłość.
Kiedy ojciec zachorował, był mężczyzną w sile wieku. Choroba trwała tylko dwa lata, a jego życie w tym czasie toczyło się pomiędzy domem i szpitalem, na przemian.
Na czas pobytu w szpitalu, mama tam się „przeprowadzała”; dzień i noc razem. Była salową, pielęgniarką dla niego i innych chorych.
Każdego poranka mogli razem karmić się Jezusem Eucharystycznym, którego przynosił Kapelan. To Jezus umacniał ich małżeńską miłość przez cierpienie, którego doświadczali oboje, choć na różny sposób. Przez cierpienie też oczyszczał Jezus mojego ojca, przygotowując do ostatecznego przejścia z tego świata do Domu Ojca, a mamę obdarzał nadzieją na ponowne spotkanie.
Z tego co pamiętam, modlili się też na różańcu i koronką do Bożego Miłosierdzia.
Tylko raz usłyszałam skargę z ust taty, kiedy nie mógł sobie z cierpieniem poradzić; „nie jestem Jezusem Chrystusem” – powiedział wtedy.
Uratowany od śmierci, po zabiegu, kiedy nas, mnie i siostrę zobaczył i poznał, powiedział: ”miłujcie się”. Po tym żył jeszcze kilka miesięcy. Te jego słowa są dla mnie testamentem, który ciągle jeszcze realizuje się.
Wierzę, że są razem, tak jak przez całe życie i widzą Jezusa już nie pod postaciami Chleba i Wina, ale „twarzą w twarz”.
Joanna